🧩 Uderzenie W Skroń Śmierć

Pagon wyróżniający nieparzyste kyu (tj.9,7,5) należy naszyć jako pierwszy w odległości 7cm. Wymagania Egzaminacyjne do 14 lat !!! 10.1 Kyu - pomarańczowy pas + 1 czerwony pagon. Teoria i komendy: dojo - sala, kiai – okrzyk, seiken – pięść, morote – podwójne, dachi – pozycja, geri – kopnięcie, tsuki – pchnięcie, hiza Opuchlizna i siniak jest wynikiem urazu - ustąpi tylko wymaga to czasu (podobnie jak siniak w innej okolicy ciała). Niemniej jednak konieczne jest badanie oka i struktur oczodołów po urazie, nawet jeśli oko jest niebolesne. Proponuje udanie się do lekarza specjalisty celem przeprowadzenia badania w lampie szczelinowej. Pozdrawiam serdecznie! 003. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czaszkę głowy. 004. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czoło. 005. Wyrzynanie na czole „orła”. 006. Wbijanie bagnetu w skroń głowy. 007. Wyłupywanie jednego oka. 008. Wybieranie dwoje oczu. 009. Obcinanie nosa. 010. Obcinanie jednego ucha. 011. Obrzynanie obydwu uszu. 012. Przebijanie kołami Temat ogólnie ciekawy, ale strasznie wyolbrzymiony jak naprzykład "uderzenie w podbródek w najlepszym wypadku zakonczy sie polamaniem zępów odcięciem j Oddział w Warszawie Al. Jerozolimskie 56C I tel. +48 22 26 60 876 I mail: warszawa@arsestetica.pl. Oddział we Wrocławiu ul. Powstańców Śląskich 56a/2 I tel. +48 71 70 70 993 I mail: wroclaw@arsestetica.pl. redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie. Na powstanie powieści miała również wpływ samobójcza śmierć przyjaciela Goethego, Carla Wilhelma Jerusalema. W październiku 1772 roku odebrał sobie życie strzałem z pistoletu w skroń. Broń pożyczona była od Kestnera, zaś obok mężczyzny znaleziono egzemplarz Emilii Galotti. Pochowano go bez asysty duchownego, nocą. Zwłaszcza w tym ostatnim stanie w krótkim czasie może spaść tyle deszczu, ile zwykle przez cały miesiąc. Bezprecedensowe wydarzenie. Nigdy wcześniej w historii meteorologii w jeden amerykański stan w odstępie zaledwie 48 godzin nie uderzyły dwa tropikalne huragany. Kumulacja sum opadów może się okazać katastrofalna w skutkach. Specjaliści tej dziedziny dysponują wieloma różnorodnymi lekami, których stosowanie ma na celu łagodzenie bólu głowy – może się nawet okazać, że u chorego skuteczne będzie dopiero stosowanie jakichś złożonych kombinacji lekowych. Wybór konkretnych preparatów uzależniony jest m.in. od tego, czy cierpi Pan na jakieś inne uderzenie w obojczyk zewnętrznym kantem dłoni. shuto sakotsu uchikomi. uderzenie prowadzone w obojczyk zewnętrznym kantem dłoni. shuto (yoko) ganmen uchi. uderzenie w skroń zewnętrznym kantem dłoni. shuto hizo uchi. uderzenie w żebra zewnętrznym kantem dłoni. shuto jodan uchi uchi. uderzenie na zewnątrz zewnętrznym kantem dłoni On dostał w czoło, ja w lewą skroń. Nie straciłam przytomności, ani nic. Nie mam szczególnych objawów, tylko boli mnie miejsce uderzenia (trochę wyżej nad łukiem brwiowym i bardziej na boku, we włosach tam gdzie jest twardsza czaszka) i od czasu do czasu pobolewa mnie głowa, jak zacisnę zęby to też boli mnie skroń i jak dotykam Termin atemi waza , 当 身 技 (あ て み わ ざ? , Dosłownie „technika atemi ” ) odnosi się do technik atemi . W średniowiecznej wizji mistycznej atemi pozwalały zakłócać ki (energię życiową) przeciwnika, jak rodzaj akupunktury w celach bojowych. W Atemi często towarzyszy przez kiai , okrzykiem odpowiadającej przedłużenie Wypadek Ayrtona Senny podczas Grand Prix San Marino 1 maja 1994 roku na zawsze zmienił Formułę 1. W celu wyjaśnienia przyczyn tragedii przeprowadzono śledztwo prokuratorskie, powołano specjalną komisję i przesłuchano dziesiątki świadków. Wreszcie sprawa znalazła w we włoskim sądzie, a oskarżonymi byli Frank Williams, Patrick 5ktGD9I. FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Zaloguj Wojownik Forum Sztuk Walki Strona Główna » Sztuki i Sporty Walki » Karate, Kick Boxing, Taekwondo » uderzenie w skroń Poprzedni temat «» Następny temat uderzenie w skroń Autor Wiadomość marcopolon2 Posiada 1 dan Trenuję: MMA Dołączył: 25 Wrz 2010Posty: 2Skąd: Gliwice Wysłany: 25 Wrzesień 2010 uderzenie w skroń Witam, kiedyś trenowałem Karate Kyokushin i poznałem tam uderzenie kantem dłoni w skroń. Zastanawia mnie (nie próbowałem tej techniki na przeciwnikach) jakie skutki może mieć dobre technicznie i silne uderzenie w skroń (czy może pozbawić przeciwnika przytomności lub zabić, czego wolałbym uniknąć :)?). Pozdrawiam! Yakubu[Usunięty] Wysłany: 11 Październik 2010 Mozna zabic. Wyświetl posty z ostatnich: Wojownik Forum Sztuk Walki Strona Główna » Sztuki i Sporty Walki » Karate, Kick Boxing, Taekwondo » uderzenie w skroń Nie możesz pisać nowych tematówNie możesz odpowiadać w tematachNie możesz zmieniać swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz głosować w ankietach Dodaj temat do UlubionychWersja do druku Skocz do: Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group Stało się. Podczas wyciągania naczyń ze zmywarki uderzyłeś się w głowę o otwartą szafkę, aż zobaczyłeś gwiazdki. Słyszałeś od kogoś, że możesz zakrwawić do głowy i umrzeć śmiercią „uderzeniem o szafkę“, a przecież to najgłupsza śmierć, prawie idealna na nagrodę Darwina. Dlatego spakowałeś już swoją torbę do szpitala, bo to na pewno „wstrząs“ mózgu i jedziesz na CITO (!) na SOR. STOP! Zastanówmy się przez chwilę: czy faktycznie każdy uraz głowy jest na tyle poważny, aby wymagał interwencji i diagnostyki na SOR-ze? Oczywiście, że nie. Wiele osób po tym, co wydawałoby się ciężkim urazem głowy, wychodzą bez żadnego zadrapania, inni zaś kończą swoją przygodę w oddziale intensywnej terapii i pozostają na stałe pod respiratorem. Szczęście? Przypadek? W tym poście dowiecie się więcej o tym. Gotowi? Dodam, że w tym wpisie omawiamy tylko urazy głowy, czyli czaszki, nie twarzoczaszki. Zacznijmy od tego, że wiele zależy od samego mechanizmu urazu głowy. Uderzenie o szafkę podczas wstawania nie jest urazem na duża skalę. W porównaniu do tego, jeżeli doszło do wypadku komunikacyjnego z dachowaniem i urazem głowy o część samochodu, wypadnięcie z jadącego pojazdu, pieszy vs. samochód nazywamy to urazem wysokoenergetycznym i jest to wskazanie do dalszej diagnostyki, gdyż skutki mogą być różne. Z kolei mała stłuczka nie powinna zrobić nam krzywdy. Inne urazy, które kwalifikuje się jako potencjalnie „groźne“ to na przykład upadek z wysokości, z drabiny, z dachu, pobicie pałką, cegłą itp. – rozumiecie chyba, do czego dążę: można powiedzieć, że każdy uraz głowy, który wygląda brutalnie, może być niebezpieczny. Wprawdzie „lekki“ uraz nie wyklucza, że nic się nam nie stanie, ale o tym zaraz więcej. Czego tak się boimy podczas urazów głowy? Przede wszystkim krwawienia „do głowy“, a dokładniej krwawienia wewnątrzczaszkowego (czyli pod czaszką – nie te guzy, która pojawiają się na skórze głowy), w tym nadtwardówkowego, podtwardówkowego, podpajęczynówkowego, śródmózgowego. Definicje tutaj nie są istotne, ale musicie wiedzieć, że mózg nie przylega bezpośrednio do kości czaszki, ale jest otoczony tzw. oponami, a między nimi znajduje się płyn mózgowo-rdzeniowy. Jest to malutka przestrzeń, ale w gruncie rzeczy można by było skusić się o stwierdzenie, że mózg w niej „pływa“. Ta konstrukcja ma chronić ten ważny narząd przed urazami głowy. Niemniej jednak przy urazach dochodzi do bezwładnego przemieszczania się mózgowia w jamie czaszki i może dojść do stłuczenia mózgu oraz uszkodzenia naczyń i krwawienia. Wyobraźcie sobie, że jest to trochę jak stłuczenie małego palca poprzez uderzenie się o szafkę – tylko że w tym przypadku mózg „uderza“ o kość czaszki. Oczywiście takie zmiany w głowie nie są widocznie zewnętrznie. Zależnie od tego, jak poważnie zostało naczynie uszkodzone, można podczas dużego krwotoku stracić przytomność i już nie odzyskać, a przy wolno narastających krwotokach objawy mogą się pojawiać stopniowo, nawet przez kilka dni lub tygodni. Krwawienia mogą ustąpić samoistnie i się wchłonąć z czasem, niektóre wymagają zabiegu neurochirurgicznego (tak, tu właśnie wierci się otwory lub chwilowo usuwa część czaszki – tzw. kraniotomia) i usunięcia, inne są tak gigantyczne, że szanse na przeżycie i zachowanie funkcji mózgu są znikome. Problem polega na tym, że czaszka jest zamknięta przestrzenią. Gdy mamy siniaka po urazie na dłoni to pojawi się wyniosłość, skóra się uniesie, trochę poboli, później zniknie. Mimo, że krwiak w głowie polega na podobnym zjawisku, to nie ma on gdzie „uciec“, gdyż opony i kości czaszki na to nie pozwalają. Tym sposobem duże krwiaki uciskają na mózg i drogi nerwowe, tworzą obrzęk, powodują wzrost ciśnienia w czaszce i tym samym poważne objawy. U dzieci jednak może wyglądać to całkowicie inaczej, gdyż małe dzieci (do ok. 1,5 roku) posiadają ciemiączko (a nawet kilka) i szwy czaszki, które są po prostu niezrośniętymi częściami kości czaszki. Analogicznie, jeżeli u dziecka czaszka jest przestrzenią „otwartą“ lub plastyczną, ucisk wywołany przez krwiaka wewnątrzczaszkowego nie będzie powodował tak szybkiego wzrostu ciśnienia w czaszce jak u dorosłego, gdyż ma gdzie „uciec“ przez właśnie tą fachowo nazywaną rezerwową objętość wewnątrzczaszkową – widać to czasami poprzez uwypuklenie ciemienia. Z tego powodu u dzieci poważne objawy urazów głowy mogą być opóźnione. Warto zaznaczyć, że nie musi dojść do złamania czaszki, aby powstał krwiak wewnątrzczaszkowy. Z drugiej strony można mieć złamaną czaszkę, ale bez żadnego krwawienia w czaszce. Jedne od drugiego nie jest zależne, a izolowane złamanie czaszki wymaga jedynie krótkiej obserwacji w szpitalu, jeżeli nic dodatkowego się nie dzieje. Swoją drogą, aby złamać sobie czaszkę trzeba naprawdę niemałej siły, nie są to delikatne kości (to nie błąd, czaszka składa się z wielu kości). Nie trzeba mieć też zmian krwotocznych, aby uraz został zakwalifikowany jako poważny. Istnieje coś takiego jak rozlany uraz aksonalny (ang. diffuse axonal injury). To bardzo poważna diagnoza i charakteryzuje się uszkodzeniem dróg istoty białej, ale nie widać żadnego zbierania się krwi wewnątrz czaszki. Szanse na wyzdrowienie są znikome. Uff… mózg i głowa to jednak skomplikowana sprawa. Czym jest wstrząśnienie mózgu? (nie wstrząs!) To bardzo powszechne następstwo urazu mózgu, ale nie jest groźne, tylko tak brzmi i pacjenci chętnie zadają pytanie: „A co, jeżeli mam wstrząśnienie mózgu?!“ Odpowiedź brzmi bardzo banalnie: „Odpoczywamy!“ Wstrząśnienie mózgu nie jest stanem zagrażający życiu! Tak naprawdę definicja jest dość niejednorodna, ale uznaje się, że chodzi tutaj w szczególności o tymczasowe upośledzenie funkcji neurologicznych po urazie, które wycofują się samoistnie z czasem i jednocześnie nie stwierdzą strukturalnych zmian (np. właśnie krwotoki). Najłatwiej stwierdzić, że podczas urazu na mózg i pień mózgu oddziaływają różne siły, jak na przykład podczas gwałtownego przyśpieszenia lub zwolnienia (ale także podczas zwykłego upadku). W przypadku wstrząśnienia może, lecz nie musi dojść do utraty przytomności, zazwyczaj krótkotrwałej (zwykle nie dłużej niż do 1 h) z niepamięcią całego incydentu. Chociaż każda utrata przytomności wymaga co najmniej diagnostyki (tomografia), to sama w sobie, tak jak w przypadku wstrząśnienia, nie musi oznaczać nic znaczącego. Inne typowe objawy to ból głowy, niepamięć, splątanie, zawroty głowy, nudności, wymioty, zaburzenia równowagi, ogólne osłabienie i zmęczenie, zaburzenia snu i koncentracji. Ból głowy i złe samopoczucie mogą czasami utrzymywać się nawet do kilku miesięcy. Jakie objawy powinny nas zaniepokoić i kiedy zgłosić się na SOR? Jeżeli akurat nie trafiliście po ciężkim urazie karetką do SOR-u to może właśnie zastanawiacie się, czy uraz głowy, którego doznaliście, wymaga pilnej diagnostyki. Miejcie na uwadze, że 97 na 100 pacjentów, u których wykona się TK głowy po urazie nie będzie miało żadnych zmian – to jest 97%! Jak już wcześniej wspominałam, sam mechanizm urazu ma ogromne znaczenie. Jeżeli przelecieliście przez kierownicę roweru i jeszcze na dodatek bez kasku, upadliście podczas jazdy na nartach, macie otwartą ranę głowy, spadliście z drabiny to witamy na SOR-ze! Jeżeli spadnie Wam na głowę butelka wody, może lepiej zostańcie w domu. Nikt Wam nie wykona z tego powodu badań obrazowych. Mam nadzieję, że wyczuliście tendencję. Następujące objawy mogą również świadczyć o poważniejszych konsekwencjach urazu (chociaż nie zawsze muszą). Wymagają one przynajmniej zbadania przez lekarza, który stwierdzi, czy potrzebna Wam jest tomografia głowy. utrata przytomności (dość niespecyficzny objaw, który absolutnie nic nam nie mówi o stanie pacjenta)nieprzytomność (osoba nie budzi się) lub stopniowo pogarszająca się świadomość (dla medyków: GCS <15 po 2 godzinach od urazu lub <14 w jakimkolwiek okresie)wymioty (zazwyczaj ≥2x, jednokrotne wymioty mogą się zdarzyć i być spowodowane bólem, złym samopoczuciem, itp.)niepamięć wsteczną ≥30 minutnarastający lub silny ból głowyzaburzenia mowy (bełkot, niewyraźna mowa)zaburzenia zachowania (osoba jest agresywna, spowolniała)niedowłady (ręki, nogi lub w obrębie twarzy)napad drgawekzaburzenia widzeniazaburzenia równowagi z tendencją do upadania (nie łagodne zawroty głowy)nierówne źrenice (poszerzenie jednej źrenicy w stosunku do drugiej)spadek ciśnieniazaburzenia oddychaniawidoczne krwiaki wielomiejscowe, szczególnie krwiaki okularowe (oczy szopa), krwiak za/pod uchemkrwotok z ucha lub wyciek jasnej wydzieliny z nosa (płyn mózgowo-rdzeniowy)rany, które wymagają zaopatrzenia chirurgicznego Ponadto oceny przez lekarza i diagnostyki wymagają osoby: które przyjmują leki przeciwkrzepliwe (na rozrzedzenie krwi)≥ 65 roku życia oraz dzieci (tutaj należy zgłosić się do szpitala z oddziałem chirurgii dziecięcej)w znacznym upojeniu alkoholowym lub po spożyciu narkotyków (u których ciężko ocenić, czy ich ogólny stan wynika ze spożycia używek, czy z urazu głowy)z urazami wielomiejscowymi (różne części ciała)u których podejrzewa się lub nawet wyczuwa się złamanie czaszki Jakie objawy są typowe dla urazów głowy i nie wymagają wizyty w SORze? Powiem tak: macie prawo po urazie głowy czuć się beznadziejnie. Następujące objawy nie powinny budzić nasz niepokój. ból głowyzawroty głowynudnościogólne osłabienie, zmęczenie, sennośćczujecie się dobrze i nie doznaliście poważnego urazu głowy Jakie badania wykonać po urazie głowy? Nie każdy uraz głowy wymaga diagnostyki. Jeżeli już znaleźliście się na SOR-ze to najważniejsze, jak z resztą zawsze, jest wywiad z pacjentem i badanie lekarskie, zwłaszcza ukierunkowane neurologicznie – sprawdza się, czy nie wystąpiły objawy niepokojące (patrz wyżej). Zależnie od tego lekarz może zaproponować wykonanie tomografii głowy, aby wykluczyć krwotoki i stłuczenia mózgu. Pamiętajcie, że jest to metoda diagnostyczna z wyboru. Nie zaleca się wykonywania RTG czaszki (więcej o tym przeczytacie tutaj: gdyż pokaże nam to jedynie kości czaszki, które nie są naszym głównym punktem zainteresowania. Chcemy przecież wiedzieć, co się dzieje w głowie, a niezłamane kości czaszki nie wykluczają krwotoków. Czasami w przypadku poważnych urazów głowy zleca się również tomografię kręgosłupa szyjnego, który jako część sąsiadująca i mechanicznie zależna może dodatkowo ulec uszkodzeniu (nawet, jeżeli nie było bezpośrednio urazu kręgosłupa). U niemowląt z niezarośniętym ciemieniem można zamiast TK wykonać USG przezciemiączkowe. W niektórych oddziałach SOR z pododdziałem chirurgii dziecięcej można posługiwać się urządzeniem o nazwie Infrascanner, które za pomocą absorpcji światła bliskiej podczerwieni może służyć do screeningu krwawienia wewnątrzczaszkowego w przypadku łagodnych urazów głowy. Nie jest to przyrząd, który na 100% wykluczy poważne zmiany, ale niekiedy pozwala, o ile jest to uzasadnione, uniknąć TK głowy i związanego z nim promieniowania rentgenowskiego. Pamiętajcie, aby po poważnym urazie głowy od razu zgłosić się na SOR, a nie za tydzień. Oczywiście zdarzają się też takie przypadki, w których krwotoki tworzą się bardzo powoli, ale niepokojące objawy wtedy się pogarszają. Osoby, które po tygodniu lub dwóch przychodzą do nas na SOR zazwyczaj przeszli wstrząśnienie mózgu i walczą z typowymi objawami, które nie wymagają diagnostyki. Uraz głowy i co dalej? W przypadku łagodnych urazów głowy pacjent powinien trafić do domu, odpoczywać, unikać wysiłku oraz przyjmować leki przeciwbólowe, jeżeli zachodzi taka potrzeba. W przypadku długotrwałych objawów osoby takie kontroluje i leczy się w poradni neurologicznej. W urazach głowy z niepokojącymi objawami pacjenta z reguły obserwuje się przez 24 lub 48h. Złamania czaszki bez krwawienia wewnątrzczaszkowego przeważnie wymagają obserwacji nieco dłuższej (2-3 dni) i ewentualnego powtórzenia TK głowy w uzasadnionych przypadkach. Poważne stany z krwawieniem wymagają albo obserwacji lub ewakuacji krwiaka, zależnie od tego, czy można i powinno się przeprowadzić zabieg neurochirurgiczny. W bardzo ciężkich urazach nawet natychmiastowa pomoc lekarska nie jest w stanie pomóc choremu i prowadzić do śmierci lub dużego uszczerbku na zdrowiu. Czy rany głowy wymagają szycia? Jeżeli na naszej głowie w wyniku urazu pojawiła się rana, powstają zazwyczaj dwa pytania: 1. Co dalej? 2. Dlaczego to tak krwawi? Rany głowy nie muszą być wyznacznikiem poważnego urazu. Czasami nieszczęśliwie się uderzymy i skóra po prostu pęka pod wpływem ostrego zakończenia lub siły. Krew z takich ran potrafi się lać strumieniami, jeżeli nieszczęśliwie uszkodziliśmy sobie małe naczynie, które znajduje się w powłokach głowy. O ile nie jest to otarcie, zadrapanie, zwykły krwiak lub powierzchowna rana naskórka, rana głowy wymaga zaopatrzenia chirurgicznego, czyli szycia. Jeżeli rana idzie przez pełną grubość skóry i ma dwa brzegi, a pomiędzy znajduje się przestrzeń, powinniście mieć założone szwy (najlepiej nie później niż po 6 godzin po ich powstaniu). Przy dużych zranieniach, zwłaszcza zanieczyszczonych (brudem, ziemią, itp.) uzasadnione jest stosowanie antybiotyku i ewentualnie podanie szczepionki przeciwtężcowej. Szwy usuwa się po około 7 dniach. Jak się chronić przed urazami głowy? Za każdym razem to powtarzam i będę to przy każdej okazji powtarzać: noście kaski! Czy to rower, wrotki, motocykl, jazda na nartach czy jazda konna – jeżeli nie nosicie kasku igracie z własnym życiem. Za dużo widziałam rodzin, które opłakują młode osoby leżące nieprzytomne na salach intensywnej terapii, sparaliżowane od szyi w dół (w takich przypadkach mamy do czynienia z przerwaniem rdzenia kręgowego), aby nie trąbić o tym regularnie. Wyobraźcie sobie, że czasami nawet kask nie jest w stanie nas uchronić, więc przynajmniej zwiększmy swoje szanse przeżycia na tyle, ile możemy. Często spotykam się z tym, że ludzie nie noszą kasków i podchodzą do tego bardzo niepoważnie. Chrońcie swoje głowy! Ten poradnik omawia jedynie niektóre przypadki i nie zastępuje wizyty u lekarza. Jeżeli czujesz się źle i coś Ci dolega, skonsultuj się ze swoim lekarzem. Był 27 listopada 1620 roku. O godzinie dziewiątej rano z więzienia na Zamku Królewskim w Warszawie wyprowadzono skazańca i umieszczono go na specjalnej platformie katowskiego wozu. Co jakiś czas wóz zatrzymywał się w wyznaczonych miejscach, a kat rozżarzonymi szczypcami odrywał drobne fragmenty skóry złoczyńcy. Starał się przy tym by jego ofiara za szybko nie skonała. Wóz wtoczył się na placyk Piekiełko (albo rynek Nowego Miasta, przekazy nie są jasne) w Warszawie, gdzie czekał już zaciekawiony tłum. Skazańcowi włożono do prawej dłoni narzędzie zbrodni – czekan, po czym wepchnięto ją do ognia. Poparzoną kończynę odcięto. Następnie pozbawiono go drugiej ręki i zmaltretowanego przywiązano do czterech koni, ustawionych w czterech różnych kierunkach, tak by rozerwać ciało zbrodniarza na strzępy. Po wszystkim szczątki spalono i w zależności od przekazu wystrzelono armatą bądź wyrzucono do Wisły. Taki był ostatni dzień życia Michała Piekarskiego – sandomierskiego szlachcica i niedoszłego polskiego królobójcy. Był to najprawdopodobniej jedyny herbowy w całej historii I Rzeczypospolitej, który został poddany torturom. Jak i czemu zamachowiec chciał zabić władcę? Dlaczego spotkała go za to tak okrutna kara? Szalony szlachcic Michał Piekarski Michał Piekarski w młodym wieku uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, skutkiem czego doznał urazu głowy. Stał się na przemian melancholijny i bardzo porywczy. Jego natura zaniepokoiła szwagrów szlachcica, którzy ubiegali się o specjalną kuratelę nad poszkodowanym. Do tego jednak niezbędna była zgoda króla – Zygmunta III. Władca ustanowił prawną opiekę nad Piekarskim, a to miało być przyczyną ogromnej nienawiści, jaką zaczął żywić szalony szlachcic do miłościwie panującego. Przyszły zamachowiec uważał, że kuratela jest dla niego hańbą. Intencje szwagrów też nie są do końca jasne. Pamiętnikarz Samuel Maskiewicz pisał: Szwagrowie, uczyniwszy go szalonym, wyprawili kuratelę u króla, majętności mu zabrawszy. Szlachcic zaczął obarczać monarchę winą za swoje nieszczęścia. Zagraniczny wzór W 1610 roku po Europie przetoczyła się sensacyjna pogłoska. Król francuski Henryk IV został zamordowany. Zamachu dokonał fanatyczny, katolicki katecheta – Francois Ravaillac. Miał on za złe pierwszemu Burbonowi, że doprowadził w kraju do pokoju religijnego. Informacja o zamachu dotarła również do Binkowic, gdzie żył niestabilny nerwowo Piekarski. Być może wtedy właśnie zapałał chęcią zemsty i zaczął myśleć o przeprowadzeniu zamachu na polskim królu. Oznaczałoby to jednak, że przygotowywałby się aż dziesięć lat. Niemniej jednak historia Ravaillaca mogła być dla niego diabelską „inspiracją”. Wiemy, że przed zamachem szlachcic kilkakrotnie publicznie groził władcy, pierwszy raz już w 1613 roku. Piekarski pościł przez sześć lat w intencji udanego zamachu, odbył nawet pielgrzymkę na Jasną Górę, by prosić siłę wyższą o wsparcie. Był wręcz przekonany o swoim boskim posłannictwie. Zamach Rok 1620 był dosyć burzliwy dla Rzeczypospolitej. Zaognił się konflikt z Turcją, którego kulminacją była klęska oddziałów polsko-litewskich pod Cecorą. Zmarł dowodzący siłami Korony – hetman Stanisław Żółkiewski. W kraju zapanowała panika, obawiano się rychło najazdu turecko-tatarskiego, a winą za porażkę obarczano Zygmunta III, który dał w działaniach wojennych wolną rękę zaawansowanemu już wiekiem dowódcy. W takiej atmosferze zbierała się szlachta na Sejm w Warszawie, który miał się rozpocząć 3 listopada. Do stolicy przyjechał również starosta Erazm Domaszewski, który zabrał ze sobą swojego podopiecznego – Michała Piekarskiego. 15 listopada w zimną, jesienną niedzielę król Zygmunt jak co tydzień szedł wraz z niewielką obstawą do kościoła Św. Jana na Mszę Świętą. Towarzyszył mu również królewicz Władysław - pozostawał jednak nieco w tyle za swym ojcem, gdyż chciał przeczytać ogłoszenie wywieszone przy kościele przez dominikanów. Władca zamierzał wejść do świątyni bocznymi drzwiami od ulicy Dziekanii. Gdy Zygmunt III był już przy samym wejściu nagle zza drzwi kościoła wyskoczył zamachowiec z czekanem w ręku. Padł pierwszy cios, który zsunął się po czapce króla i ranił go w obojczyk. Następne wymierzone w skroń uderzenie tylko niegroźnie zadrapało leżącego na ziemi monarchę. Trzeciego ciosu już nie było. Czekan zaplątał się w szaty biskupa Wężyka, który szedł razem z królem. Piekarski próbował wydobyć z pochwy swoją szablę, ale ta została mu wytrącona przez Łukasza Opalińskiego jego laską marszałkowską. Podniosły się za to inne szable, w tym królewicza Władysława, który ranił zamachowca w głowę. Piekarski został schwytany. Władca nie doznał większych obrażeń. Jan Kaliński zabrał go z miejsca całego zdarzenia do kościoła, a gdy sytuacja została opanowana Zygmunta III opatrzono na zamku. Akwaforta przedstawiająca scenę zamachu na króla Spisek i sąd W stolicy wybuchła panika. Rozeszła się plotka o tym, że król padł ofiarą spisku. Sprawcami zabójstwa mieli być Turcy, a ich oddziały znajdować się już na przedpolu Warszawy (przypominam, że cały kraj żył wojną z Osmanami, a Sejm na który przyjechał Piekarski miał właśnie zająć się tą kwestią). Panikę udało się opanować dopiero w momencie, w którym Zygmunt III pokazał się w oknie Zamku Królewskiego. Rozesłano też wiadomość do wszystkich warszawskich kościołów o tym, że Waza przetrwał próbę zamachu i proszono o modlitwę za zdrowie władcy. Po schwytaniu Piekarskiego próbowano ustalić przede wszystkim, czy sprawca działał sam, czy był zamieszany w szerszy spisek. Sandomierski szlachcic powtarzał na torturach, że próba zamachu była jego własną inicjatywą, zleconą mu przez anioła. Po trwających tydzień przesłuchaniach Marcin Laskowski - instygator koronny orzekł, że Piekarski jest zwykłym pomyleńcem i nie mógł działać na czyjeś zlecenie. Wyrok w tej sprawie mógł być tylko jeden. Nie pomogło nawet wstawiennictwo samej ofiary zamachu - króla, który z litości wobec szaleńca chciał go ułaskawić. Nie uznano jakichkolwiek okoliczności łagodzących, nie znajdując żadnego wytłumaczenia dla zamachu na życie władcy. Piekarskiego skazano na śmierć, infamię, odebrano mu szlachectwo (co prawda po fakcie, ale miało to usprawiedliwić tortury, którym skazany został już poddany) oraz majątek (którego de facto nie posiadał). Sąd pozostawiał marszałkowi koronnemu inwencję twórczą przy wykonaniu samej kary. Ten nie był zbyt oryginalny, gdyż postanowiono, że zamachowca ukarze się w ten sam sposób, jak niegdyś wspomnianego przeze mnie wcześniej francuskiego prekursora – Francoisa Ravaillaca. Cała procedura, którą opisałem na początku z finałem polegającym na rozszarpaniu przez cztery konie, jest analogiczna wobec kary, jaka spotkała zabójcę Henryka IV. Piekarski przed kaźnią nie chciał przystąpić do spowiedzi, do samego końca uważając, że jedyne czego może żałować to faktu, że zamach się nie powiódł. Niektórzy nawet podawali, że szlachcic sam włożył swoją prawą rękę w płomienie chcąc „ukarać” ją za swoją nieskuteczność. Niedoszły królobójca miał zostać wymazany z pamięci (damnatio memoriae) aż po wsze czasy. W innych narodach pany swe kozikami kolą... Czy okrucieństwo kary na którą został skazany Piekarski za nieudaną próbę zabójstwa króla była adekwatna do czynu? Czy rzeczywiście szalonego, nieszczęśliwego człowieka należało tak okrutnie potraktować i czy naprawdę nie dało się znaleźć jakichkolwiek okoliczności łagodzących? Dlaczego szlachta tak bardzo chciała skazać Piekarskiego na potworną śmierć, skoro sama ofiara i głowa państwa w jednej osobie - Zygmunt III wybaczył swojemu oprawcy? Aby to lepiej zrozumieć musimy wyjaśnić motywację szlachty. Przez stulecia w Polsce kształtowała się opinia, że jest to „kraj bez królobójców”. Nie jest to do końca prawdą, nieudane zamachy zdarzały się już w historii naszego kraju (np. na Zygmunta Starego), ale jedynym królem, który rzeczywiście poniósł śmierć w wyniku mordu był Przemysł II. Sprawcami byli jednak Brandenburczycy, więc de facto żaden król nie umarł z ręki polskiego poddanego. Dla szlachty był to powód do dumy. Hetman Stanisław Żółkiewski pisał: W innych narodach pany swe kozikami kolą, a u nas z łaski Bożej nigdy nic takowego przeciw panu nie było zamyślone. Próba zamachu wywołała więc ogromne oburzenie wśród herbowych. Oto jeden z nich podnosił rękę na władcę, pomazańca boskiego i uosobienie korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Godziło to w dobre imię całego stanu, jak i powagę majestatu królewskiego. Szlachta nie mogła tego incydentu puścić płazem. Można się nawet pokusić o opinię, że szlachta potraktowała wyrok jako formę osobistej zemsty na Piekarskim za nadszarpnięcie dobrego imienia i zburzenie mitu o „kraju bez królobójców. Niemy świadek wydarzeń W tym roku minie czterechsetna rocznica opisanych wydarzeń. Wydaje się, że o historii Piekarskiego mało kto pamięta. A jednak cała fabuła odcisnęła pewne piętno na kształcie Warszawy. W wyniku zamachu na swoje życie Zygmunt III kazał zbudować specjalny nadziemny łącznik pomiędzy Zamkiem Królewskim, a kościołem Św. Jana. Dzięki niemu król mógł w bezpieczny sposób przejść ze swojej rezydencji do świątyni bez wychodzenia na zewnątrz i narażania tym samym swojej osoby. Łącznik ten przetrwał II wojnę światową i stoi do dziś, a według miejskiej legendy duch szalonego Piekarskiego ciągle w nim straszy. Kładka, którą chadzał król znajduje się nad ulicą Dziekania w Warszawie. Łącznik nad ul. Dziekania, który został zbudowany na życzenie króla po próbie zamachu (foto: Adrian Grycuk/Wikimedia Commons/CC BY-SA pl) Przypadek Michała Piekarskiego jest dzisiaj mało znanym epizodem z historii Rzeczpospolitej szlacheckiej, a szkoda. Opowieść o szalonym szlachcicu, który próbował zemścić się za swoje osobiste nieszczęścia, wydaje się bardzo ciekawa. Oprócz wątku nieudanej próby zabójstwa rodem z powieści kryminalnej, pozwala ona poznać pewien aspekt szlacheckiego światopoglądu. W efekcie próba zamachu na króla zmieniła też nieco oblicze miasta, może być więc ciekawym urozmaiceniem dla wszystkich pasjonatów historii stolicy. To opowieść niczym legenda, której zapomniane pokłosie jest obecne nawet dzisiaj i której fabuła kryje się w wąskich uliczkach warszawskiej Starówki. Dramatyczną informację przekazała Stajnia Młynka. Tuż obok domu znaleziono martwą, trzymiesięczną klacz z raną, która wyglądała na postrzałową. Właściciele apelują o pomoc w znalezieniu fanpejdżu Stajni Młynka pojawił się dziś alarmujący wpis. "Około godz. 18:10 w dniu padł strzał. Konie były na ogrodzonej posesji około 30 metrów od ogrodzenia. Zastrzelona 3-miesięczna klacz Jagienka znajdowała się na podwórku, 20 m od domu mieszkalnego. Na posesji znajdowały się również dzieci, psy, koty. Było słychać uderzenie kuli, która trafiła precyzyjnie w skroń pomiędzy okiem i uchem, ale nie słyszeliśmy wystrzału dlatego sądzimy że broń była zaopatrzona w tłumik i lunetkę snajperską. Najprawdopodobniej to była broń sportowa a nie myśliwska. (Rodzaj broni będziemy znali po sekcji). Prosimy o udostępnianie" - napisali właściciele stajni w gm. Zabierzów. Właściciele wezwali natychmiast policję z pobliskiego komisariatu. Jak potwierdza podkom. Justyna Banyś z KPP w Krakowie, policja przyjęła zgłoszenie i mundurowi byli na miejscu, a obecnie ustalane są przyczyny śmierci konia. Pomóc w tym ma biegły, który wykona sekcję Stajni Młynka w rozmowie z Głosem 24 poinformował, że ku zaskoczeniu wszystkich, wezwany na miejsce weterynarz w ranie nie znalazł kuli. Nie można wiec na razie stwierdzić, że źrebię zostało zastrzelone. Wcześniej Stajnia Młynka apelowała do internautów o udostepnienie postu i prosiła o zgłaszanie się osób, które mogły zauważyć kogoś podejrzanego. "Szukamy świadków którzy mogli coś widzieć. (...) Strzał padł najprawdopodobniej z lasu od strony popularnej leśnej drogi spacerowej, na wysokości leśnego parkingu. (...) Może ktoś widział w tym czasie i miejscu kogoś niosącego pokrowiec, (futerał) lub cokolwiek w czym można zmieścić niedużą broń sportową (najprawdopodobniej o długości 80- 150cm). Może na którymś z leśnych parkingów w Młynka, Frywałd, ul. Nawoja, Nawojowa Góra. A może ogólnie gdzieś w okolicy Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego kręcił się ktoś z bronią sportową? Prosimy takie sytuacje zgłaszać do nas do stajni (tel. 508 913 608 ) lub bezpośrednio na policję do Zabierzowa (tel. 47 832 11 00)" - prosiła. Właściciele nie kryją też, że przeżywają prawdziwy dramat. "Jagienka była naszym pierwszym źrebaczkiem. Odbieraliśmy jej poród, pomagaliśmy pierwszy raz wstać na nóżki. Była bardzo kontaktowym źrebaczkiem. Od samego urodzenia ciągnęła do ludzi, dzieciom pozwalała się przytulać, drapać. Dała nam wszystkim dużo radości. Pozostał Smutek. Taki nie do wyrażenia. I Chaos w głowie. Dlaczego? Jaki był powód tego czynu? Nie rozumiemy" - Fb. Stajnia Młynka Hej! Miło że się przysiadłeś, nie mam z kim porozmawiać. Chciałbym Ci opowiedzieć pewną historię, historię która zatrząsła prawie całą wyższą sferą Rosyjką. Nie opowiem Ci jej jednakże teraz, pierw chce, byś się o mnie dowiedział jak najwięcej. Nazywam się Vasil i przed półtora roku, służyłem w Armii Rosyjskiej. Tamtego dnia, parę tygodni - być może nawet miesięcy - po zdobyciu Krymu przez Putina, nasze wojsko było dość ostro traktowane. Codzienne treningi, bez odpoczynku... Małe racje żywnościowe. Nasz kraj szykował się do otwartej wojny, jakby nie bał się odwetu ze strony innych państw. Prawdę mówiąc, nawet się nie dziwię. Mieliśmy wtedy wiele bomb atomowych, wymierzonych w najważniejsze kraje. Niemcy, Szwecja, Polska, USA. Wszyscy oni mogli zginąć w przeciągu parunastu minut. Jednakże naszego prezydenta coś powstrzymało. Właśnie o tym chce Ci opowiedzieć.. Wszystko zaczęło się tamtego feralnego dnia. Był piękny, piątkowy - a także wakacyjny - poranek. Ah.. weekend, czyż nie jest wymarzoną rzeczą? Nie. Nie w wojsku. Na najbliższe "wolne" dni, mieliśmy zaplanowane ćwiczenia polegające na odbijaniu bazy. Niby nic wielkiego, choć w głębi duszy wszyscy czuliśmy, że to ma nas do czegoś przygotować. Po skromnym śniadaniu - bo raptem dwie kromki chleba i trochę soku - wezwano nas wszystkich na plac. Tam, dowódca naszej bazy - Major Sasha Szewczenko wygłosił przemówienie. - Słuchać, wy pieprzone sukinkoty! Ten trening, to wasz ostatni w tym miesiącu. Jeśli odbijecie tą bazę, nasza drużyna zostanie wcielona w główny płat wojska - rozległ się śmiech zadowolenia. Pamiętam ten śmiech, z lekka mnie przerażał - Nasz prezydent, towarzysz Putin chce, by atak wyglądał jak najbardziej realistycznie. Dlatego wysłał tam mały oddział. Macie odbić bazę, nie zwarzając na straty! - dodał po chwili. Wszyscy siedzieliśmy cicho, jednakże każdy z nas cieszył się i bał. Dziwne, prawda? Chcieliśmy się trochę rozerwać od tych rutynowych treningów.. Ale dręczyło nas, czemu szkolą nas w odbijaniu baz? Czyżby towarzysz Putin planował jakieś akcje? To nas dręczyło, lecz cóż.. Na wojnie i w miłości nie ma litości. *** Dwie godziny po przemówieniu, uzbrojeni w karabiny, latarki, noże i inne bajery wsiedliśmy do ciężarówek. Nasze koszary liczyły ponad setkę osób, dlatego też podzielono nas pięć oddziałów. Każdy z nich miał zdobyć inną bazę, każdy miał innego dowódcę. Ja trafiłem pod dowódcę mojego kolegi, Wanii Szolczkowiela. Ja siadłem za kierownicą, on obok mnie, a kolejna dwudziestka osób na tył. Powoli ruszyliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy przeprowadzić akcje. Chryste, gdybym wiedział, że to się tak potoczy. Zabiłbym majora bez mrugnięcia oka... Oo! Widzę, że Cię zainteresowałem, inaczej nie siedziałbyś tutaj. A więc chcesz słuchać dalej? Dobrze, słuchaj... Trzy godziny zajęły mi, bym dojechał z oddziałem do miejsca zbiórki. Tam, wyskakując z ciężarówki, zaniemówiłem. To nie była zwykła baza, o nie. To był obóz pełny ludzi, z Niemiecką flagą powiewającą nad głowami.. - Co tu się dzieje?! - krzyknąłem wręcz. Nie wyobrażasz sobie, jakie było moje zdziwienie. Niemcy, gdy tylko nas zobaczyli, otworzyli ogień, tworząc klin przed wejściem. Jakby nie chcieli nas tam wpuścić.. No cóż, nie mieliśmy wielkiego wyboru. Wyrżnęliśmy wszystkich, którzy blokowali wejście. Ci, którzy uciekli do środka - przeżyli. - Dawać bazukę... - zaśmiał się mój przyjaciel. Spojrzałem na niego, jakby z żalem w oczach. Ale podałem mu tą broń, on tylko podziękował po czym wystrzelił w drzwi. Pocisk wysadził wejście, zabijając najpewniej większość tam przebywających. Nasi ludzie szybko wparowali do kompleksu, całego go przeszukując. Nie było tam nic dziwnego, ale.. Jeden z żołnierzy nadepnął na klapkę, powodując odsunięcie się klapy na ziemi. - Cóż to? - zapytałem. Mroźny wiatr powiał z podłogi, aż ciarki przeszły po plecach. Wymierzyliśmy karabiny w dziurę, spodziewając się jakiś zwierząt. Nie było nikogo.. - Schodzimy - stwierdził mój "dowódca" - Nie! Ja tam nie schodzę, nawet pod groźbą śmierci... - zaprzeczyłem. Ostatnie co pamiętam, to uderzenie w skroń. *** Obudziłem się jakiś czas potem, ciężko mi stwierdzić dokładnie kiedy. Spowodował to fakt, iż słyszałem krzyk swoich towarzyszy, którzy jak oparzeni wyskoczyli z dziury i pobiegli do ciężarówki. Też to zrobiłem, bo przyznam.. wystraszyłem się. Siadłem za kierownicą, z piskiem odjeżdżając. Moi towarzysze nie odzywali się, tylko płakali. Nie chcieli powiedzieć niczego, to mnie martwiło. Ale stwierdziłem, że nie będę naciskał. Żałuje, że tego nie zrobiłem... Następnego dnia, cały garnizon obchodził żałobę. Wszyscy z mojego oddziału, wszystkie "Tygrysy" - bo tak nas zwano - popełniły samobójstwo w nocy. Prosto.. lufa w łeb i puf! Zostałem tylko ja, cały dzień prawdę mówiąc płacząc. Musiałem się jednakże pozbierać! Musiałem! Wsiadłem na motor, jadąc do bazy ze wczorajszych treningów. Uzbrojony w karabin, berette, magnuma, oraz trzy noże, spokojnym krokiem zszedłem w dół, w nieprzeniknioną ciemność. Już od wejścia słyszałem jęki, lecz wmawiałem sobie, że to tylko moja wyobraźnia. Byłem w końcu załamany.. Lecz prawdziwa tragedia dopiero nadciągała. *** Oh, czemu ja tam poszedłem? Moja wędrówka trwała dobre trzydzieści minut, gdy w końcu dotarłem do dużych, metalowych drzwi. Otworzyłem je i... zwymiotowałem! Wszędzie tam była krew, na środku wbity pal, wraz z ciałami moich przyjaciół. Właśnie, przyjaciele! Przecież oni się postrzelili! A tu?! Ich flaki wisiały na ściane, oni sami byli przebici palem.. Odrażający widok.. To nie był jednakże koniec. Pomieszczenie było także wypełnione maszynami, do eksperymentów. Chyba pochodziły jeszcze z drugiej Wojny Światowej. I te żarówki.. zaczęły migotać! Nie! Światło zgasło, mnie ogarnął całkowity mrok. Usłyszałem szmer, potem jęki.. Schowałem się w kącie, czekając na cud.. Nie nadszedł. Gdy światło się zapaliło, miałem rozpruty brzuch, a moi przyjaciele jedli mi wnętrzności...

uderzenie w skroń śmierć